Bez tytułu
Ile razy mozna rozpoczynac cos na nowo..?
Dzisiejszy dzien nie należy do najłatwiejszych. Dokladnie szósty raz zaczynam pisac ta notke. Kazda proba zajmowala minimum 30 minut, wiec w najlepszym wypadku stracilam 3 godziny na wpatrywanie sie w monitor, kasowanie kolejnych linijek tekstu. Staralam sie opisac to co dzis najbardziej mnie meczy. Mnie i P. Dotarło do mnie, że chciałam to opisać tak, zeby czytajac przekrojowo o moich decyzjach, zachowaniach, wyborach z tym zwiazanych, całość nie okazała sie śmieszna albo wręcz , żałosna. I chyba nie potrafię. Chyba po prostu sie wstydze.
Mamy inne priorytety. Inne cele w zyciu. On po studiach chce wyjechać do Stanów, tam robić kariere. Ja paradoksalnie chcę zostać w Polsce, nie chcę wyjeżdżać – Stany kojarza mi sie z jednym: rozbiciem rodziny, krzywda bliskich. Wiem co moze stac sie z czlowiekiem, ktorego pochlonie kariera, pogon za pieniedzmi. I nigdy nie chce pozwolic na to zeby mnie to dotyczylo. Obiecalam sobie 5 lat temu, ze nigdy nie bede tam zyła. Wtedy wybralam inna droge i sprzeciwilam sie wszystkim. I kwestia mojej dumy jest to, ze musze sie tego trzymac. Tak czy inaczej – jesli mielibysmy byc razem, któreś z nas musialoby cos poswiecic, czesc swoich marzen.
Za dwa lata skoncze studia. Jemu zostana wtedy jeszcze dwa. Moze rzeczywiscie wybiegam w przyszlosc, myslac o tym co bedzie za dwa lata. Że wynajme komus swoje mieszkanie tutaj, bedzie mnie stac na wynajem mieszkania tam, z nim. Zamieszkamy razem. On tego nie widzi. Nie chce planowac. Bo „nie wiadomo jak bedzie”, "zobaczymy". W
czerwcu bylam kobieta jego zycia, czescia jego przyszlej rodziny. W grudniu, nigdzie nie wyjezdzal po studiach o ile ja nie wyjade z nim. A teraz? „Nie wiadomo jak bedzie”.
Boje sie tego, ze poswiece mu kolejnych kilka lat a wtedy on juz trzeci raz powie ze nie czuje juz nic. Że nie chcial tego, ze chcial zeby tym razem bylo inaczej.
Jestem w związku w którym tylko bywam szczęśliwa. Kiedy juz bywam to w pelni tego slowa znaczeniu. Ale to chyba za mało i chyba nie wystarcza.. Mimo to nie potrafie nic z tym zrobić, bo za bardzo się boję. Boję się tego, że znowu bede sama. Bez tego kogos. Bez przyjaciol. Bo moi przyjaciele to przeciez jego przyjaciele. Boje sie, ze jesli cos sie stanie, nie bede mogla juz zadzwonic do niego i powiedziec mu o tym. Boje się w końcu, że jeśli nie bede z nim to nie bede juz z nikim innym. I że zawsze juz bede sama. Głupie..wiem.
Tydzien temu przyjechał. Powiedzial mi w sobote, ze myslal o wakacjach przed dwoma laty, ze nie jestem juz taka jak wtedy, ze bylam wtedy inna. Wiem, ze bylam. Wiem tez, ze nigdy juz taka nie bede, bo nigdy mu juz nie zaufam tak jak wtedy – slepo i bezwarunkowo. W kazdej sytuacji, w kazdym wyborze. Nigdy juz nie uwierze ze na 100%, ze bedziemy zawsze razem, bo zawsze bede czekala na dzien, kiedy znowu odpusci. Przestanie mu zalezec. Jesli mimo wszystko uda sie nam beda wzloty i upadki. A wzlotom zawsze bedzie towarzyszyl ciezar tej niepewnosci i tego strachu.
Jestem dzis strasznie chaotyczna.
Dodaj komentarz