znowu zrobilam sobie troche przerwy. ciagle odkladalam pisanie na pozniej i pozniej, a gdy to pozniej juz przyszlo, jakos nie moglam wszystkiego ogarnac.
Od maja wydarzylo sie dosc sporo, ale prawde mowiac drastycznych zmian w zyciu brak. Kiepski ze mnie matematyk, ale chyba moge porownac wydarzenia ostatnich m-cy do sinusoidy - jesli bywalo rewelacyjnie za chwile bywalo bardzo depresyjnie. Brak tez zmian w postrzeganiu swiata, w pogladach, planach na zycie. Moze tylko utwierdzilam sie w przekonaniu, ze zanim przemienie sie w popoludniowego osadnika fotelowego i poranna zaradna farmaceutke, musze zrobic to cos, ruszyc z miejsca, skonczyc z rutyna zanim tak naprawde sie zacznie. Dlatego staram sie o wyjazd na erasmusa, najlepiej do jakiejs jak najbardziej dzikiej dziury na ziemi:) A potem zobaczymy.
Poza tym w sprawach codziennych.. pierwszy semestr 4 roku daje w kosc. mam ciagle uczucie jakiegos niepokoju, stresu. zasypiam i budze sie z tym. A dodac nalezy, ze nie naleze do osob przejmujacych sie nadmiernie wynikami swojej edukacji, wiec nie wiem czy akurat to jest powodem ;)
Moze w koncu przejdzie samo.
Z P. oczywiscie zdecydowalismy sie ciagnac dalej nasz zwiazek na odleglosc. Choc... po powrocie do domu w lipcu przez kilka tygodni nie moglismy w ogole sie dotrzec. W efekcie bylismy o krok od rozstania, byly sceny, rozmowy i klotnie za ktore mi wstyd teraz. W kazdym razie jakos tam sobie juz radzimy. Choc... czasem przykro, ze to wszystko musialo sie tak potoczyc. Ze po prostu go nie ma obok. kiedy bardzo go potrzebuje, chocby kiedy odczuwam ten niepokoj i strach..chcialabym zeby po prostu byl.
I tak z jednej strony widze siebie w tropikach z nozem mysliwskim w rece, torujaca sobie droge do wodopoju poprzez liany i zaplatajaca dzikie anakondy w kokardki [w mam talent byla taka kobietka zaplatajaca kolorowe balony w rozne zwierzatka, otoz to wlasnie!], a z drugiej wiem, ze bylabym szczesliwa mogac urzadzac sobie z kims jakis przytulny, cieply kat, gotujac obiadki[moj sukces kulinarny ostatnich dni - zurek - taki, ze o ja cieeee...], pijac piwko przed tv wieczorami i czasem [! ;)] harujac jak dziki wół w robocie. Sek w tym, ze o tej pierwszej wersji marzylam jako male dziecko i cos jeszcze z tego indiany jonesa we mnie zostalo ;) Ale pozniej, po prostu, z biegem czasu, z nowymi doswiadczeniami i nauczkami, zdalam sobie sprawe, ze najbardziej marze o tym, czego po prostu za duzo w zyciu nie doswiadczylam. O takim prawdziwym, prawdziwym domu. I koncu tej samotnosci w tlumie. Taka to filozofia, o!
Dodaj komentarz