......lost in translation......
Jutro wracam do domu. Jest zle, jest naprawde zle w kazdej dziedzienie mojego zycia...
Milosc... brak, nie musze wiele pisac na ten temat, osoba na ktorej w jakis sposob mi zalezy nie patrzy w tym samym kierunku co ja...
Przyjazn... tutaj wszystko wali sie bezpowrotnie.. w tym momencie uzmyslowilam sobie ze 24 marca minely 2 lata a zadna z nas nawet o tym nie pamietala. Nie wiem czy chodzi tu o mnie czy o nia. To co mnie ostatnio dreczy to to, ze zawsze uwazalam sie za osobe inteligentna, za osobe myslaca.. a teraz? Teraz zawsze brakuje mi slow, nigdy nie moge znalezc odpowiedzi na dreczace mnie pytanie, nie potrafie nawet pomoc kiedy ktos tego ode mnie potrzebuje. Wpedzam sie w poczucie winy mimo ze nie potrafie powiedziec nawet czy robi to slusznie.
Zdrowie... jak zwykle.. co wcale nie oznacza ze dobrze..
Rodzina... skoro jest tak juz teraz to boje sie myslec co bedzie za 10 lat...
Nauka... mimo ze chcialabym, nie widze wesolych perspektyw na przyszlosc. Ale to chyba jako jedyne z ww. nie zalezy ode mnie.
Kolejny dowod swiadczacy o mojej anormalnosci - chce do szkoly i nie chce, nie chce wakacji. Bo to oznacza bezczynne siedzenie w domu a tego w przedluzonej ilosci 2 miesiecy niestety nie zniose...
(jutro musi być lepiej!)
Dodaj komentarz