pol zartem pol serio ;-)
Napisalam bardzo dlugo notke. Naprawde, chyba najdluzsza w mojej karierze ;-) Ale mi ja wcielo co wyprowadzilo mnie z lekka z rownowagi ;-) Ale jesli mam zaczac od nowa to bylo tak:
Dzien zaczal sie cudownie, w sklepie z holenderskimi antykami kupilam sobie cudowna stara lampke. Mialam dylemat pomiedzy nia a cudowna reprodukcja obrazu Raffaela:
Jednak ostatecznie wybralam lampke. Wrociwszy do domku rozpoczelam sprzatanie w szufladach, poniewaz nie dalo rady ich juz otworzyc :D I co znalazłam? Stare karteczki z zyczeniami ktore wypisywalismy na lekcji z pedagog. Kazdy wypisywal na osobnych kartkach anonimowo zyczenia dla 5 osob. Dostalam naprawde cudowne zyczenia (oczywiscie wszystkie zawieraly bardzo charakterystyczne znaki [jeden nawet podpis] wiec odkrylam kim sa nadawcy ;-) No i tak np. G. życzyła "Zostan czarodziejem..." K. zwrocila sie do mnie per "Marciu" a M. "Kochana wielbicielko Harry'ego Pottera..." Strasznie milo na serduszku mi sie zrobilo...
Niestety pozniej nie wszystko szlo tak dobrze...ookazalo sie ze jesli tylko dostane wize to wyjezdzam do stanow...czy tego chce czy nie...a nie moge powiedziec chocby tego ze jest to ostatnia rzec o jakiej pragne. Bo nienawidze tego kraju. I pobyt tam bylby jednoznaczny ze zdetonowaniem mogo swiata. Moich przyjaciol, mojego miejsca w tym swiecie...po prostu to zdeptano mowiac "dopoki nie jestes pelnoletnia nie bedziesz nam mowic co robic...". I zastanwiam sie czy nie zrobic czegos co przekresliloby i tak nikla szanse dostania tej wizy...problem w tym ze wtedy nie zobacze Dawida... znalazlam sie pomiedzy mlotem a kowadlem...zdeptano moje marzenia o przyszlosci, o studiach w Krakowie wraz z Z....wszystko...
Teraz czuje sie lepiej. Bo slucham mojej ulubionej muzyki. Bo rozmawiam z najblizsza mi na tym swiecie osoba -Z. "Hobbit" tez bardzo przyczynil sie do poprawienia nastroju. I co postanowilam? Ze nie wezma mnie do samolotu na sile. A inaczej im sie nie dam. Po prostu zwyczajnie bede bic, gryzc i kopac. No chyba ze mnie zaknebluja ;-)