La Persistencia De La Memoria
Kiedys, dobrych pare lat temu, wygadalam się znajomemu, ze mam bloga. Odnalazl go niestety po nr gg, który kiedys podalam. Zdenerwowalo mnie to bardzo, nie lubie gdy ktos tak bezczelnie wkracza w moja prywatność, no ale moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina – trzeba było siedziec cicho. Zastanawiam się caly czas czy czasem tu zaglada, nie mamy już praktycznie kontaktu, bloga pare lat nie prowadzilam.. no ale. Troche mnie to hamuje przed pisaniem o rzeczach waznych i ważniejszych, szczególnie tych, które nie dotycza bezpośrednio mnie, a siedza mi w glowie i chciałabym je stamtąd wyrzucic.
W okresie kiedy nie prowadzilam tego bloga, przez dosc dlugi czas mialam fotobloga. Fotografowac lubie bardzo, szału nie ma, żadna ze mnie artystka w tej dziedzinie. Po prostu przyjemnie mieć codziennosc udokumentowana nie tylko na pismie. Jakos tak tęsknie troche za tym, wiec czasem zarzuce tu tez cos, a co i czemu nie.
Z P. jako tako, mogę powiedziec, ze lepiej. Odzywa sie codziennie, zaczal się interesowac tym co u mnie. Czuje się dobrze. Ale nie ma już tych fajerwerkow kiedy widze, ze dzwoni. Kiedy budzi mnie jego telefon czasem po prostu wyciszam i ide spac dalej. Taka ze mnie egoistka się zrobila. Zmeczona egoistka. Już nie jest najważniejszy, już nie jestem w stanie zrobic wszystkiego. A bylam. I to jaaaaak..
Uporczywość Pamięci Daliego. To taki obraz mój i P. W 2008, kiedy byliśmy w NY na wakacjach, powędrowaliśmy sobie do muzeum sztuki nowoczesnej. Tam gdzie znajduje się oryginal. Wspominalam mu, ze to mój ulubiony obraz. Akurat wtedy była jakas wystawa twórczości Daliego i w pewnym momencie P. zostawil mnie i gdzies sobie polazł. Po dłuższym czasie, gdy już w glowie zwyzywałam go na wszystkie możliwe sposoby, wrócił z jakims pakunkiem. Kupil mi plakat :) To był ogolnie chyba nasz najlepszy czas razem, a plakat posłużył mi do namalowania pol roku pozniej tego obrazu. Takie katharsis niby, kiedy mnie zostawil. Wtedy pamiec była rzeczywiscie uporczywa. Siedzialam nad tym w sumie jakies 48h. Nie pomoglo na smutek i zal, ale przynajmniej ladny obraz powstal ;) Wisi teraz w naszym tzw. salonie. A pamiec nadal jest uporczywa, chyba tak po prostu musi byc.