Konflikt wartosci niezdolnych do wspolistnienia...
Stoje na rozdrozu. Ktora droge wybrac? Tą ktora napierwszy rzut oka wydaje sie trudna, niebezpieczna zupelnie inna niz ta druga, spokojna jednak nie prowadzaca do niczego. Zreszta obydwie wydaja sie bezcelowe...
Jesli chodzi o tą pierwsza ...wyjazd do Nowego Yorku. Nowe miejsce, nowi znajomi, nowa szkola wszystko nowe oprocz rodziny a i tak nie calkiem bo Magda nie pojedzie...
Druga...to pozostanie tutaj. Stary dom, starzy przy...przyjaciele??? Czy mam tu w ogole przyjaciol? Odpowiedz brzmi nastepujaco: nie. Mam co najwyzej dobrych znajomych. Moja najlepsza przyjaciolka mieszka 400km stad. Wiec kilkaset a kilka tysiecy km nie robi wlasciwie roznicy. Byloby mniej wiecej tak: Zostaje tutaj. Magda jest w Krakowie. Mama, tata no i przede wszystkim Dawid w Stanach. Do mnie przychodzi irytujacy wujek wraz z "kochana inaczej" ciocia. Ciagle klotnie o wszystko. Zero kontroli nad finansami, bo przeciez wujek sknera trzyma forse. Nocowanie albo z kims w moim domu albo w zupelnie obcym domu. Idiotyczne rozmowy, idiotyczne pytania, idiotyczne sniadania, obiadki i kolacje. Bez nadziei na lepsze jutro...
No i nie wiem...nie wyobrazam sobie jak moglabym to wszystko zostawic...nie widziec mojego nowego fioletowego pokoju, cieplego swiatla lampki, moich swiec, obrazow, plakatow wladcy w antyramach...mojego swiata po prostu...poza tym ten dom ktory kupili...nie moge mieszkac w domu z ogrodkiem wygladajacym jak jakis cholerny smietnik, pomiedzy domem a garazem mniej wiecej o wielkosci 2 m kwadratowych. Wszedzie beton i...no w ogole...po prostu nie chce...marudze? Narzekam? Wiem o tym. Ale znalazłam sie w sytuacji bez wyjscia. Cokolwiek zrobie bedzie dla mnie złe. Pewnie czas pokaze. Jesli dostane wize to pojade i zobacze...wtedy zadecyduje...poprostu przyspiesze lub odwleke wyjazd...