"wszystko nam sie sni ja tobie a ty mi...la...
A jednak... wracam traktujac pisanie bloga jako cos w rodzaju terapii anty...wlasnie antyCO? Antydepresyjnej? Moze. Okazalo sie ze wszystko co robimy pociaga za soba konsekwencje. Nie mozna raz na zawsze zamknac jakis rozdzial w zyciu bo zawsze sie do neigo w koncu wraca, przypaddkiem, z wlasnej woli lub nie.
W moim przypadku wraca rozdzial pt. "Wakacje". Moja 'ucieczka' wbrew woli ojca, przeciwstawienie sie mu pociagnelo za soba ogromne konsekwencje. Ale taka byla cena jaka musialam zaplacic za mozliwosc decydowania o swoim zyciu. Nasuwa sie tylko pytanie czy aby na pewno byla to sluszna decyzja? Chyba tak skoro jestem w 100% przekonana ze podjelabym ja jeszcze raz. I znowu pytanie: Czy w takim razie postepuje na pewno DOBRZE? O. I na to nie potrafie odpowiedziec. Troche za bardzo filozoficznie? Wiem, wiem... ale nie umiem chyba inaczej.
Refleksje na temat przeszlosci [ktora notabene jest powiazana z terazniejszoscia i przyszloscia tworzac jeden wielki kogel-mogel] spowodowane sa tym, ze moja siostra zdecydowala sie na wyjazd do Stanow na stale. I najsmieszniejsze jest w tym to ze... zaczelam sie bac. Wiem i tak jej nie bylo przy mnie bo przeciez studia, dyplom... ale byla 'blisko' 2 godziny i moglam sie z nia zobaczyc. A teraz? Zostaje sama. I boje sie jak cholera, naprawde. Boje sie tez reakcji otoczenia, ktore popatrzy na to jak na banalna ukladanke - to ja jestem brakujacym elementem. Tylko ze... chyba nie pasuje. Ale to co... oni i tak chca mnie na sile wcisnac mimo ze wtedy obrazek bedzie jeszcze brzydszy niz jest teraz bez brakujacego elementu.
Metaforycznie, filozoficznie koncze. Tak dla formalnosci powiem ze czesciej zostawiam oznaki zycia na fotoblogu link u gory. Ale tu tez kiedys jeszcze wroce.