:)
Taramtaramtatam.
Wrocilam na stare śmieci. Chyba jakis sentyment mam, bo probowalam pisac pod inna nazwa, no ale nie idzie, no nie idzie. W koncu pod ta tkwie juz 7 lat, gdybym miala wybierac teraz predzej nazwalabym sie srajacym kotem niz gwiazdka z nieba no ale co zrobie, juz po ptakach ;)
Zobaczymy jak pojdzie tym razem. Troche sie w zyciu mi pozmienialo. W wielkim skrocie:
Studiuje sobie farmacje, juz 3 rok. Dzien po dniu popadam w coraz to wieksza depresje kiedy to na kazdych wtorkowych laborkach zamykam oczy a w glowie zabrzmiewaja pierwsze takty "co ja robie tuuu-uuuu.." ;) Ale przyznac musze, ze lubie ogromnie to co robie, w niczym innym sobie siebie nie wyobrazam. Tylko stres jest czasem nie do ogarniecia. Ale do przezycia, do przezycia ;) Poza tym... nadal jestem z P., moze nie do konca nadal, bo mielismy jakies 8 mcy przerwy. On w tym czasie szalał, ja siegałam dna rozpaczy ;) kiedy jakos wszystko sobie do kupy poskladalam, zebralam sie w sobie, zaczelam spotykac sie z kims innym, P. zrobil wielki kombek, poczarowal, zem kobieta jego zycia, ze tylko ja i ze takie tam. Dalam szanse no i o - jestesMY. Na co dzien oddaleni jakies 650km od siebie, od swieta max 50cm ;) Roznie bywa tak naprawde, taka odleglosc meczy ogromnie, wszystko potrafi popsuc. No ale dajemy rade na razie, dajemy. Co wiecej...zycie rodzinne sie posypalo. Rodzice sie rozwiedli i pałaja do siebie nienawiscia, wiec kazde swieta, jakakolwiek okazja do rodzinnego, wspolnego swietowania wymaga strategii i planu działania niczym supertajna operacja wojskowa na granicy powiedzmy np korei polnocnej. Ciezko bylo sie z tym jakos pozbierac, no ale stało sie i juz. Trzeba bylo jakos sobie z tym poradzic, skupic na sobie i swoim zyciu.
Jak mowilam - wielki skrot. Na detalach szarej codziennosci bede sie skupiac o ile uda mi sie zmobilizowac do pisania na biezaco :)