.... moje piec minut.....
Boze, wiem powinnam Ci dziekowac... i dziekuje. Bo przez te piec minut czulam sie najszczesliwszym czlowiekiem na calej kuli ziemskiej. P)rzez te niecale piec minut.... i jeszcze troche pozniej. Bo pierwszy raz tak naprawde naprawde bylam blisko niego. Tak naprawde, naprawde. I slyszalam jego glos szepcacy mi do ucha rozne rzeczy... pewnie chcialabym uslyszec te dwa slowa. Ale nie dzis. Rozumiem... i naprawde dziekuje. Ale Panie Boze...dlaczego te piec minut musialo sie zakonczyc tak...brutalnie? Brutalnie dla mojej psychiki. Bo potem zatanczyl z nia. Z moja bardzo dobra kolezanka. I wiem, ze tylko "reklamowal" jej swojego kolege, ktory sie w niej zakochal, ale mimo wszystko. Mimo wszystko jest mi przykro. Bo on pewnie nie widzi roznicy pomiedzy nami. Tanczyl ze mna potem z nia. Pewnie juz nawet nie pamieta. Ale ja pamietam. Kazdy ma swoje piec minut.