'po co ten stres myslisz ze nie masz nic,...
No coz... po [nie powiem co] wstawalam dzis o 8, po [nie powiem co] szlam rano do ambasady. Skarzyc sie jednak nie moge bo tak czy siak musialabym to zrobic ze wzgledu na: rodzicow i reszte swiata. Chyba tylko ja od razu wiedzialam ze nic z tego nie bedzie, zreszta nie bede z tego powodu plakac :) Jesli mam byc szczera to do domu wrocilabym najchetniej juz jutro, bo to niestety nie jest juz dla mnie ten Krakow co kiedys. Kiedys bylo to miejsce magiczne, w ktorym zawsze bylo cos do roboty, w ktorym nigdy nie mozna sie bylo nudzic, w ktorym zawsze czulam sie "chciana"... a teraz? Teraz jest to dla mnie miasto takie jak kazde inne, ostatnio nawet wole siedziec u siebie w 15000 miasteczku niz tu. Teraz siedze w domu, w "pokoju" 2mx2m i gapie sie w ekran telewizora. Nie moge nawet nigdzie wyjsc. Teraz z wielka łaska ktos wyjdzie po mnie na dworzec chociaz tak naprawde wcale tego nie potrzebuje. Milo jednak zobaczyc znana twarz po 3h siedzennia w pociagu z obcymi ludzmi. Teraz nikt mnie tu nie chce, ten "ktos-nikt" karze pukac do drzwi swojego pokoju jakby bylo sie kims obcym. Teraz ten "ktos-nikt" ma cie po prostu w dupie. Teraz nie ma tu juz tego "Ktosia" ktory zawsze sie mna opiekowal, zawsze sie cieszyl kiedy przyjezdzalam. Zadziwiajace ze kiedy sposrod tylu ludzi tak latwo zauwazamy brak jednej osoby, ktorej nikt nie zastapi. Ale nic to. Jutro mam to wszystko daleko daleko gdzies. Biore taksowke i mimo wszystko rusze sie z tej klatki. Wydam wszystko co mam, zostawie tylko 20zl na bilet. I jakos to bedzie. Carpe diem. Nie chce niczego zalowac.