:(
Nie chwal dnia przed zachodem słońca - tak mowi stare, znane od dawna przyslowie. Czemu - zastanawiam sie - nie potrafie nigdy wyciagnac z niego wnioskow. Myslalam, ze bedzie taaaaaaaaaaaaaak pieknie. A tu zonk. Miał byc a go nie bylo. A ja głupia czekałam na deszczu. Zmarznieta, zmoknieta, ale czekałam. Czekałam ile...? policzmy...tak... czekałam piec godzin. A on nie przyszedł. Najlepsze jest jednak to, ze wcale sie nie umiawialismy. Tylko ja sobie znowu wymyslilam, ze na pewno bedzie. Wszystko dlatego, ze sam pytal sie kiedy bedziemy. Mowil, ze przyjdzie. Nie przyszedł. Dzisiaj tez go pewnie nie bedzie. Ale mimo wszystko pojde. Zawsze warto sprobowac. Dzis wczorajsze i przedwczorasze emocje opadły. Teraz mysle, ze nawet gdyby go nie bylo dzis to jesliby przyznac tym trzem dniom punkty w skali 1-10 i wyciagnac srednia arytmetyczna to mimo wszystko wyszloby fantastycznie, bo przeciez piatkowy wieczor był praktycznie idealny. No nic. Teraz ide sie kapac. Do uslyszenia wkrotce.