Co za dzień ;( Ech...od czego tu zaczac...tak zmarzlam ze nie moge pisac bo mi paluszki zdretwiały :(
A wszystko zaczęło sie jeszcze wczoraj wieczorem...
Po zakonczeniu ogladania idola byłam jakas taka zmeczona i mialam ochote pojsc do lozka, polozyc sie
i porozmyslac nad obecnym generalnym stanem rzeczy. Tak tez zrobilam. Troche porozmyslalam i zasnelam.
Obudzilam sie cos po 1 bo dzwonil tato, Karolina juz przyleciala do NY wszystko spoko i w ogole super.
No wiec poszlam spowrotem spac. Nie moglam zasnac mialam jakos strasznie duzo wszystkiego na glowie
duzo myslalam i w ogole odechcialo mi sie spac. Zasnelam kolo 4 nad ranem. Komorka [ktora ostatnimi czasy
spełnia wylacznie funkcje budzika :D] zaczela wibroac, dzwoni itp. itd. musialam wstac byla 8:15. Umyam sie ubralam zeszlam na dol i zaczelam czytac historie [mial byc dzisiaj spr a ja nic sie nie uczylam jak zwykle :D] mama zeszla na dol i zaczelysmy gadac co tam Karolina wczoraj mowila. Nim sie zorientowałam była 8:35 [do szkoły mialam na 8:45 :D] wiec powoli wstalam, ubralam sie i jakos generalnie bylam rozstrojona. Mama kazała wziasc klucze do domu, zadzwonił domofon i tak jakos wyszlam.
W szkole okazało sie ze moge isc do domu po dwoch lekcjach bo jutro mam konkurs z chemii [trzymajcie kciuki godz.11:D] i jestem zwolniona. Wiec z wielkim usmiechem na pyszczku [postanowilam zastosowac sie do jednej z trzynastu rad Marqueza jak życ mianowicie:
"Nigdy nie przestawaj się uśmiechać, nawet jeśli jesteś smutny, ponieważ nigdy nie wiesz, kto może się zakochać w twoim uśmiechu."]
No wiec tak sobie szlam powolutku, wsadzilam łape do kieszeni i co? Tak tak. NIC TAM NIE BYLO [a powinny byc klucze...] i zaraz mi sie przypomniala mama "pamietaj wez klucze bo pozniej moze mnie nie byc...". Ech...przyspieszyłam tempo i w 5 minuut znalazłam sie przy chałupce. I tak jak przypuszczałam -
mamy nie bylo ;( W akcie rozpaczy poszlam do pobliskiego sklepu zeby sie ogrzac, kupilam sobie tez pierwsza lepsza gazete, wrocilam pod drzwi usiadłam na plecaku i przez godzine tak siedzialam...zmarzłam, szczekalam zebami...to bylo straszne. Jednak moje modlitwy zostały wysuchane - Przyjechala mama :D Wpuscila mnie do srodka, zjadłam dwie cieplitkie buleczki i tak oto siedze sobie teraz przed monitorem pod cieplutkim kocykiem i pisze. A oto morał:
Chocbys nie wiem jak sie spieszyl/a i tak nie zdarzysz.
Dziekuje za uwage.
P.S. Musze sie poskarzyc jeszcze troche. Zapomnialam kupic baterii do myszki i teraz mi nie dziala nie wiem jak sie odlacze z sieci. Chyba ide ukrasc z pilota :D