• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

a tak o. o wszystkim choc bardziej o niczym.

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
29 30 31 01 02 03 04
05 06 07 08 09 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 01 02

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Styczeń 2012
  • Maj 2011
  • Kwiecień 2011
  • Styczeń 2011
  • Grudzień 2010
  • Listopad 2010
  • Maj 2010
  • Kwiecień 2010
  • Marzec 2010
  • Czerwiec 2007
  • Marzec 2007
  • Kwiecień 2006
  • Luty 2006
  • Grudzień 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004
  • Sierpień 2004
  • Lipiec 2004
  • Czerwiec 2004
  • Maj 2004
  • Kwiecień 2004
  • Marzec 2004
  • Luty 2004
  • Styczeń 2004
  • Grudzień 2003
  • Listopad 2003
  • Październik 2003
  • Wrzesień 2003
  • Sierpień 2003
  • Lipiec 2003
  • Czerwiec 2003
  • Maj 2003
  • Kwiecień 2003

Najnowsze wpisy, strona 4


< 1 2 3 4 5 6 7 ... 234 235 >

..

Kwiecień jest jakis wyjatkowo ciezki. Najpierw przylot ojca. Nigdy nie mialam z nim swietnych relacji, wszystko zawsze zależało od jego nastroju, było wiele spiec, wiele niemiłych slow. Ale ten tydzień akurat był naprawde w porzadku. Dziwnie normalne i rodzinne swieta. Przez ten tydzień  z wielu rzeczy zdalam sobie sprawe. Ze już nigdy nic nie będzie jak dawniej i ze teraz już tylko ode mnie zalezy moje zycie, ze rodzina jest tym czynnikiem, który jest najwaznieszy. I jeśli jeszcze nie okazuje tego do konca teraz,to kiedys bede. Bo zawsze po prostu będzie, cokolwiek by się dzialo. Wiec bede robic wszystko żeby zbudowac  ta swoja rodzina, swój dom tak żeby przetrwal wszystko i po prostu zawsze był. Problem w tym, ze na razie jestem chyba na złej drodze.. ale jeszcze chyba mam troche czasu żeby się nad tym zastanowic.

Po powrocie do studenckich obowiązków przyszedł czas na rutynowa, coroczna wizyte u ginekologa. No, może troche oszukuje, powod wizyty był pilny, nagły i awaryjny ;) ale przy okazji odbyly się rutynowe badania. Już wtedy okazalo się ze cos jest nie tak. Na wszelki wypadek miałam przyjść na ponowne badanie po 2 tygodniach. Poszlam przedwczoraj. Jest podejrzenie pewnego zespołu.. skutkiem mogą być problemy z zajsciem w ciaze w przyszłości. 

Grunt pod nogami mi się usunął. Oczywiście, ze nie chce dzieci teraz. Plan był zawsze taki żeby skonczyc studia, mieć jakas stabilność finansowa i wtedy dopiero założyć duza, duza rodzine. I mysl, ze mogę kiedys po prostu ‘nie moc’ przeraza mnie na śmierć.

P. obrywa obecnie za przysłowiowe zywota. Jeśli chce pomoc to odbieram jego slowa w zupelnie odwrotny sposób, tylko mnie draznia. Rady, szczegółowe pytania włączają przelacznik ‘sarkazm’ w mojej glowie na tryb ON i zaczyna się. Mam wrazenie ze jest tak cholernie niedojrzaly. A ja wrecz odwrotnie. Najgorsze jest to, ze nie potrafie znaleźć obiektywnego  punktu odniesienia, żeby to zweryfikowac. Może po prostu mam już tak za przeproszeniem nasrane w głowie, ze stawiam się ponad wszystkich innych.

Mam to do siebie ze kiedy mam problem, jeden z tych powazniejszych, odsuwam się. Od wszystkich. Nie odbieram telefonow, nie wychodze z nikim. Nie, nie leze dzien i noc pod kołdrą, wrecz przeciwnie udaje, ze wszystko dobrze. Ale mam zawsze takie wrazenie, ze i tak nikt z nich mnie nie zrozumie, ze nikt nie był w takiej sytuacji, wiec nie ma sensu. I szczerze mówiąc.. za bardzo się chyba nie myle. Wole po prostu wyjsc na dlugi spacer z słuchawkami na uszach. Najpierw ide po kawe, potem wracam się kawalek ta sama droga. Ide zawsze wzduz przystanku, ‘tego’ przystanku. Potem obok cmentarza, przejsciem pod ulica, przez park, kawalek wzdłuż głównej, przez rynek, potem nad wisle. Taka tam, jedna z tych rzeczy, które lubie robic sama, bo jest tylko moja.

23 kwietnia 2010   Komentarze (3)

Bez tytułu

Ile razy mozna rozpoczynac cos na nowo..?

Dzisiejszy dzien  nie należy do najłatwiejszych. Dokladnie szósty raz zaczynam pisac ta notke. Kazda proba zajmowala minimum 30 minut, wiec w najlepszym wypadku stracilam 3 godziny na wpatrywanie sie w monitor, kasowanie kolejnych linijek tekstu. Staralam sie opisac to co dzis najbardziej mnie meczy. Mnie i P. Dotarło do mnie, że chciałam to opisać tak, zeby czytajac przekrojowo o moich decyzjach, zachowaniach, wyborach z tym zwiazanych, całość nie okazała sie śmieszna albo wręcz , żałosna. I chyba nie potrafię. Chyba po prostu sie wstydze.

Mamy inne priorytety. Inne cele w zyciu. On po studiach chce wyjechać do Stanów, tam robić kariere. Ja paradoksalnie chcę zostać w Polsce, nie chcę wyjeżdżać – Stany kojarza mi sie z jednym: rozbiciem rodziny, krzywda bliskich. Wiem co moze stac sie z czlowiekiem, ktorego pochlonie kariera, pogon za pieniedzmi. I nigdy nie chce pozwolic na to zeby mnie to dotyczylo. Obiecalam sobie 5 lat temu, ze nigdy nie bede tam zyła. Wtedy wybralam inna droge i sprzeciwilam sie wszystkim. I kwestia mojej dumy jest to, ze musze sie tego trzymac.  Tak czy inaczej – jesli mielibysmy byc razem, któreś z nas musialoby cos poswiecic, czesc swoich marzen.

Za dwa lata skoncze studia. Jemu zostana wtedy jeszcze dwa. Moze rzeczywiscie wybiegam w przyszlosc, myslac o tym co bedzie za dwa lata. Że wynajme komus swoje mieszkanie tutaj, bedzie mnie stac na wynajem mieszkania tam, z nim. Zamieszkamy razem. On tego nie widzi. Nie chce planowac. Bo „nie wiadomo jak bedzie”, "zobaczymy". W

czerwcu bylam kobieta jego zycia, czescia jego przyszlej rodziny. W grudniu, nigdzie nie wyjezdzal po studiach o ile ja nie wyjade z nim.  A teraz? „Nie wiadomo jak bedzie”.

Boje sie tego, ze poswiece mu kolejnych kilka lat a wtedy on juz trzeci raz powie ze nie czuje juz nic. Że nie chcial tego, ze chcial zeby tym razem bylo inaczej.

Jestem w związku w którym tylko bywam szczęśliwa. Kiedy juz bywam to w pelni tego slowa znaczeniu. Ale to chyba za mało i chyba nie wystarcza.. Mimo to nie potrafie nic z tym zrobić, bo za bardzo się boję. Boję się tego, że znowu bede sama. Bez tego kogos. Bez przyjaciol. Bo moi przyjaciele to przeciez jego przyjaciele. Boje sie, ze jesli cos sie stanie, nie bede mogla juz zadzwonic do niego i powiedziec mu o tym. Boje się w końcu, że jeśli nie bede z nim to nie bede juz z nikim innym. I że zawsze juz bede sama. Głupie..wiem.

Tydzien temu przyjechał. Powiedzial mi w sobote, ze myslal o wakacjach przed dwoma laty, ze nie jestem juz taka jak wtedy, ze bylam wtedy inna. Wiem, ze bylam. Wiem tez, ze nigdy juz taka nie bede, bo nigdy mu juz nie zaufam tak jak wtedy – slepo i bezwarunkowo. W kazdej sytuacji, w kazdym wyborze. Nigdy juz nie uwierze ze na 100%, ze bedziemy zawsze razem, bo zawsze bede czekala na dzien, kiedy znowu odpusci. Przestanie mu zalezec. Jesli mimo wszystko uda sie nam beda wzloty i upadki. A wzlotom zawsze bedzie towarzyszyl ciezar tej niepewnosci i tego strachu.

Jestem dzis strasznie chaotyczna.

28 marca 2010   Komentarze (3)
< 1 2 3 4 5 6 7 ... 234 235 >
Gwiazdka_z_nieba | Blogi