w kropce
A teraz opowiem panstwu smutna historie. Wlasciwie to nie wiem dlaczego pisze ze jest ona smutna. Wszyscy mowia, ze powinnam sie cieszyc. A ja zamiast usmiechac sie placze. Bo smutek jest chyba w tym wypadku silniejszy od szczescia, chociaz doskonale wiem, ze powinno byc na odwrot.
Spedzila dzis cztery piekne godziny z Grzeskiem, Wojtkiem i Ula. Powinna tam byc jeszcze Magda, ale ona ze wzgledu na Wojtka nie przyszla [Wojtek bardzo...mmmm..."lubi" Magde]. Na poczatku było dosc -jak to sie mowi - sztywno. Przede wszystkim dlatego, ze Ula miala kiepski humor i nie za wiele mowila. Ja fakt faktem mowie zawsze niewiele, oni tez niewiele mowili i czasem mozna bylo odczuc ta "niezreczna cisze". Jednak po jakims czasie juz rozmawialismy praktycznie o wszystkim. I nagle...BACH... okazuje sie ze Grzesiek idzie do liceum do polozonego 50km stad miasta. Prawdopodobnie. Jak to sie mowi - presja otoczenia. Zaczelysmy mu to z Ula wypersfadowywac. Wojtek probuje juz od bardzo dlugiego czasu, jednak problem w tym, ze to nie jest tak do konca decyzja Grzeska. W kazdym badz razie nie bylo to dla mnie mile. Ale to byl tylko taki wstep do wlasciwej opowiesci. Wszystko zaczelo sie chyba kiedy jednym z argumentow uzytych przez Ule było:
"Bedziesz mial tu swoja druga polowke". I wtedy dopiero zapadla niezreczna cisza :) W kazdym badz razie wszyscy udali, ze nie zrozumieli tej aluzji;) Jednak kiedy wstawalismy z ławki aby obrac za siedzisko inne miejsce Ula powiedziala, ze chce pogadac z Wojtkiem w cztery oczy:) No dobra. Ja i Grzesiek zostawilismy ich w tyle i poszlismy przodem. Rozmawialismy caly czas o Magdzie i Wojtku. Trwalo to jakies 10-15 minut. Kiedy tamci do nas dolaczyli Ula zapragnela nagle porozmawiac w cztery oczy w Grzeskiem. Wiec ja szlam z Wojtkiem przodem. Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale w koncu mowilismy o Grzesku. No i o mnie. Oto czego sie dowiedzialam: zalezy mu na mnie pewnie w takim samym stopniu co mnie na nim. Chcialby byc ze mna, ale nie chce zebym sie zle przez to czula kiedy on bedzie w tym pieprzonym MiescieY. Szczerze to myslalam, ze sie tam poplacze. Juz czulam ta wielka, straszna gule w gardle, ale pomyslalam, ze to glupio tak beczec przy nich [przy nim]. Aha. Wojtek powiedzial jeszcze jedno. Powiedzial: "moge dac ci jedna rade. Badz dla niego bardziej przebojowa". I tu uwaga. Pierwsza mysl byla taka, ze zachowuje sie jak ciota :) Druga mysl przyszla duzo pozniej, zaraz zreszta do niej wroce. W kazdym badz razie kiedy Ula z Grzeskiem do nas dolaczyli ja musialam pogadac z Ula :) I podczas tej rozmowy naprawde mialam juz wielkie łzy w oczach. Juz prawie, prawie spadly, ale powiedzialam stanowcze "nie". I wplynely spowrotem. Dowiedzialam sie mianowicie, ze Grzesiek bardzo mnie kocha. Tak podsumowuje to Ula i ja to rowniez tak tutaj podsumuje. Grzesiek powiedzial jej, ze dawno juz zrobilby cos ale pojawilo sie MiastoY i nie chce zebym tu byla sama, bo nie chce mnie skrzywdzic. Nie chce mnie skrzywdzic. I nie wiem wcale co sie ze mna dzieje kiedy o tych slowach mysle. Nie moge uwierzyc, ze ktos moze bac sie o mnie, bac sie, ze mnie skrzywdzi. Poza tym czy on nie rozumie ze ja pod slowem krzywda rozumiem to co sie teraz dzieje miedzy nami?
Nie wiem. Ale mialam wrocic do drugiej mysli. Wiec w drugiej i to chyba tej wlasciwej mysli chodzi o to, ze to ja powinnam cos zrobic. Ja. Stwierdzilam to po tym co powiedziala mi Ula. Bo on chyba tego nie zrobi. Nie chyba, ale na pewno. I czuje sie cholernie dziwnie. Bo zalezy mi na nim, naprawde mi na nim zalezy. Ale boje sie. Bo juz taka po prostu jestem. Nie wybacze sobie jesli to w jakikolwiek sposob spieprze. Po prostu sobie tego nie wybacze. I co teraz?