Bez tytułu
Meczący. Tak moge opisac jednym slowem dzisiejszy dzien.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
Meczący. Tak moge opisac jednym slowem dzisiejszy dzien.
Znowu bezsenna noc. Tym razem nie przez G. ani tez nie przez satiego. Tym razem bolał mnie po prostu zoladek. Bieganie do łazienki co pol godziny, wymioty, zawroty glowy- taaak...uwielbiam to. Chwilowo przestalo bolec kiedy po poradzie mamy wzielam 2 wegle i 1 apap. Tylko chwilowo. Zasnelam po 4. Pech chcial ze Satiemu zachcialo sie siku przed godzina 6. No a o 7:15 trzeba bylo wstawac. No nic. Poszlam do szkoly niewyspana, z bolacym zoladkiem. "czesc" w szatni wcale nie poprawilo mi humoru. Spojrzenia po angielskim tylko troche. Wlasciwie to gdyby nie zoladek moze wcale nie byloby tak żle. Po 3 lekcji bylo akademia z okazji 3 maja. Po niej puscili nas do domu. Ja, Ula i Magda poszlysmy na lody [mimo bolacego zoladka]. q1aaasaz [nie kasuje tego bo to slowo napisal noskiem Sati]
Wracajac do historii. Poszlysmy do "supersamu", czyli chyba najwiekszego w miescie X sklepu. Wchodzac zobaczylam przez szybe W. i Blondyna [kolega G., nie wiem jak ma na imie, wiec ze wzgledu na kolor wlosow nazywam go Blondynem] stojacych przy kasie. Ze swiadomoscia tego kogo zaraz zobacze weszlam za dziewczynami do srodka. Wzielysmy koszyk, zobaczylam G. stojacego przy warzywach. Ula oczywiscie poszla po lody kolo warzyw -jakby to moglo byc ianczej;)- ja bezpiecznie, kolo makaronow. Wybralysmy lody i poszlysmy w kierunku kas. Ula wybrala najdluzsza kolejke, oczywiscie tylko zeby stac za G. Troche tym podirytowana wyszlam wraz z Magda na zewnatrz. Usiadlysmy na lawkach przed sklepem. Czekamy, czekamy, czekamy, czekamy i czekamy... zdarzylysmy pogadac z Ewelina, Lidka i na koncu Kaska. Akurat kiedy ta ostatnia odchodzila, ze sklepu wyszla Ula a za nia... G. i W. [przypominam ze W. podoba sie Magda :)]. Ula przyszla dala nam lody mowiac cicho "teraz bedzie jazda". G. i W. usiedli kolo nas, z tego co uslyszalam G. powiedzial: "czesc Magda", na co ja [idiotka] powiedzialam czesc, on powiedzial "czesc Marta" i wtedy ja znowu "czesc". Magda twierdzila ze to w. powiedzial "czesc Magda" a G. powiedzial "czesc Marta" z kolei Ula twierdzi ze powiedzial "czesc wam". Ale dobra koniec, juz nie placze. W kazdym badz razie uslyszalam to co uslyszalam i co tu duzo mowic zrobilo mi sie jakos dziwnie przykro. Magda siedziala z brzegu wiec G. usiadl kolo niej, a kolo niego usiadl G., wiec siedzielismy od prawej w nastepujacej kolejnosci: Ja, Magda, G., W. Kiedy usiedli Ula powiedziala "no to ja ide do Kaski" i poszla. I wtedy z kolei mi zrobilo sie glupio, bo wlasciwie poczulam ze tez powinnam stamtad czmychnac bo badz co badz, moim skromnym zdaniem bylam tam zbedna. Oni bardziej interesowali sie Magda, chociaz w sumie pod koniec to ja gadalam wiekszosc czasu z G. Co chwile robilo sie..yyy... sztywno? W kazdym badz razie nie bylo za bardzo o czym porozmawiac, wiec Magda mowi: "To co idziemy?" no i ja mowie: "eeee...no dobra" powiedzialysmy im ladnie czesc i poszlysmy. KONIECProsze mi wybaczyc wyszczegolnianie tu szczegolow nie majacych zadnego znaczenia, ale nie moglam sie jakos powstrzymac. Tak wlasnie wyglada sytuacja. Czuje sie jak piate kolo u wozu. No nic. "Nawet jesli niebo zmeczylo sie blekitem nie gas nigdy swiatla nadziei..." No dobrze. Nie zgasze. Ale zaczne powoli uczyc sie zyc tak jakby nie istnialo.